Gdzie kolęda, tam dom

Julia Doszna i Kasia Palusińska
Julia Doszna i Kasia Palusińska. Fot. Materiały Muzeum Rzemiosła w Krośnie

  Święta Bożego Narodzenia to czas spędzany w gronie najbliższych, rodziny, przyjaciół. Pośród „swoich”. Jest jednak wielu, którym nie dane być tam, gdzie ich ojczysta ziemia. Do nich należą Łemkowie, zamieszkujący niegdyś Beskid Niski. W następstwie akcji wysiedleńczych po II Wojnie Światowej, pozbawieni zostali tego, co najcenniejsze – domu.

Polska Muza przemierzyła tereny dawnej Łemkowszczyzny i dotarła aż do Krosna, aby tam posłuchać kolęd w wykonaniu jednej z najbardziej cenionych pieśniarek łemkowskich, Julii Doszny. Towarzyszyła jej Kasia Palusińska (śpiew, wiolonczela). Koncert zatytułowany Nie tylko a cappella odbył się w Piwnicy PodCieniami, miejscu kulturalno-artystycznych realizacji organizowanych przez Muzeum Rzemiosła.

Choć wydarzenie miało kameralny charakter, liczba przybyłych słuchaczy przeszła oczekiwania organizatorów. Sala Piwnicy zapełniła się w mgnieniu oka. Nawet wtedy, gdy koncert się rozpoczął, kolejne utwory przerywane były pukaniem do drzwi tak natarczywym, iż same artystki wyraziły zgodę na wpuszczenie pozostającego u progu, czekającego z niecierpliwością audytorium.

Piękna była idea, wspaniałe wykonanie i wspaniała publiczność. Julia Doszna i Kasia Palusińska połączyły dwie narodowości, dwie kultury, dwa światy - za pośrednictwem muzyki.

Najpierw zabrzmiały kolędy łemkowskie. Pomimo, że od wieków Łemkowie sąsiadują z Polakami, zaskakujące jest w jak wielkim stopniu zachowały one swój indywidualny, wschodni charakter: ograniczoną powtarzalność fraz, różnorodność linii melodycznych, dopasowanych do treści i klimatu emocjonalnego oraz skale, charakterystyczne dla muzyki Kościoła Wschodniego. Łemkowski „prym” przełamała Mizerna cicha, wykonana w dwóch wersjach, łemkowskiej i polskiej, a Julia Doszna zaprosiła publiczność do wspólnego śpiewania. Kolędowaliśmy po polsku, a ten kto umiał – także po łemkowsku. Nie dziwi fakt, iż artystki mogły zapomnieć o szybkim powrocie do domu. Padło kilka bisów, m.in. pieśń Dunaju, Dunaju, śpiewana przez Kasię Palusińską.

Wykonanie kolęd, bliskie ludowemu oryginałowi, zachwycało „malarskim” cieniowaniem dynamicznym – niemal od szeptu do pełni dźwięku, tempem rubato, specyficznymi zwrotami melodycznymi i ozdobnikami. Przypomniało właściwą człowiekowi naturalność śpiewu, wywodzącego się z mowy.

Wspaniałym było doświadczyć jak słuchacze chłoną każdy kolejny utwór, śpiewają z artystkami, cieszą się z ich i swojej obecności, tu i teraz. Muzyka stała się opłatkiem, którym w obliczu jeszcze ciągle widocznej nieufności obu naszych narodów względem siebie, podzieliliśmy się. Bez wahania.

Niezapomniana atmosfera, którą stworzyły artystki wynika nie tylko z kolęd czy czasu Bożego Narodzenia, ale przede wszystkim z ich osobowości. Julia Doszna ciepłem i serdecznością sprawiła że poczuliśmy się jak w domu, a pełna energii i wigoru Kasia Palusińska potrafiła nadać „zwyczajnemu” wieczorowi kolęd pikanterii.

W tą mroźną, grudniową noc, zamiast tradycyjnego, bożonarodzeniowego koncertu, znalazłam tchnienie tętniącej życiem Łemkowszczyzny.

Weronika Spyrka