Paradoks Akcji Wisła

Cerkiewne uroczystości upamiętniające 60. rocznicę Akcji Wisła odbyły się 28 i 29 lipca w Przemkowie w powiecie polkowickim na Dolnym Śląsku. W czerwcu i lipcu 1947 roku deportowano tu setki Łemków. W centralnych uroczystościach wzięli udział hierarchowie z metropolitą Sawą, arcybiskupami Jeremiaszem, Szymonem i Ablem oraz biskupami Mironem, Jakubem i Paisjuszem. Licznie przybyli duchowni i wierni, wśród nich pamiętający wydarzenia z 1947 roku.

   – Wydarzenia tamte, mimo wielu trudności i cierpień, które częstokroć trwają do dzisiaj, stały się początkiem, bardzo trudnym początkiem, nowego – obecności prawosławnych chrześcijan na Ziemiach Odzyskanych. Powstały tu cerkwie, rozwijała się kultura, chóry pielęgnowały narodowe pieśni, tworzono literaturę w językach ukraińskim, czy łemkowskim. Jeżeli bowiem jesteśmy wierni Bogu i swojej wierze, to pokonamy wszelkie trudności i tutaj może zabłysnąć nasza kultura: łemkowska, ukraińska czy białoruska… – powiedział arcybiskup wrocławski i szczeciński Jeremiasz podczas sesji popularnonaukowej w gimnazjum przy ulicy Leśna Góra w Przemkowie, będącej częścią rocznicowych obchodów.
   – Roku 1947 nie wolno zapomnieć, ponieważ zdeptano prawa człowieka. Nasza Cerkiew jest matką każdego narodu, dlatego obchody 60. rocznicy Akcji Wisła są niezwykle ważne. Ludzi od Łemkowszczyzny po południowe Podlasie za to, że mówili innym językiem, modlili się w cerkwi spotkał ciężki los – wygnanie z ojcowskich chat, pozbawienie własnych wsi, świątyni, sąsiadów i znajomych. Osiedleni w nieprzychylnym środowisku byli traktowani jak złoczyńcy. Ci, którzy przeżyli tę tragedię, znają jej ból – mówił metropolita Sawa. Podkreślił, że Akcja Wisła miała tragiczne skutki dla Cerkwi prawosławnej, a następstwa roku 1947 odczuwamy po dzień dzisiejszy. Była próbą pozbawienia wiernych tradycji wschodniego prawosławnego chrześcijaństwa i doprowadziła prawie do całkowitej likwidacji struktur cerkiewnych na Chełmszczyźnie, południowym Podlasiu i Łemkowszczyźnie. Jednak paradoksalnie, w jej wyniku utworzono prawosławne struktury tam, gdzie wcześniej ich nie było. Kolejnym zadaniem Cerkwi w latach 80. była odbudowa struktur na ziemiach objętych wysiedleniem, w wyniku czego restytuowano diecezje przemysko-nowosądecką i lubelsko-chełmską.
   – Dzisiaj cała Cerkiew jednoczy się w modlitwie i zadumie nad tragicznymi wydarzeniami – mówił zwierzchnik Cerkwi w Polsce.
   Chociaż Akcję Wisła można analizować w wielu aspektach – socjologicznym, politycznym, gospodarczym, religijnym, to nie należy zapominać, że
   
   wydarzenia historyczne dotyczą konkretnych ludzi.
   
   W czysto ludzkim aspekcie była to tragedia kilkudziesięciu tysięcy ludzi bezprawnie wyrzuconych z ziemi, na której od wieków pracowali ich ojcowie, gdzie zostawili domy i cerkwie, w których byli ochrzczeni, brali śluby. Nie ma wątpliwości co do moralnej oceny – dla Cerkwi prawosławnej Akcja Wisła była wielkim ciosem. Wielu stawało przed dylematem porzucenia wiary przodków, co stało się przyczyną osobistych dramatów. Metropolita przypomniał, że dotąd ci, którzy przeżyli rok 1947 i ich potomkowie, w tym więzieni w Jaworznie duchowni prawosławni, nie doczekali się zadośćuczynienia za straty moralne i materialne. Niedopuszczalne są też próby usprawiedliwienia Akcji Wisła, bo zło trzeba nazwać złem, a zbrodnię zbrodnią. Zmierzenie się z tym ciężarem jest jednym z elementów pojednania pomiędzy narodami polskim i ukraińskim, a musi być ono budowane w oparciu o wspólną refleksję nad trudną historią wzajemnych stosunków, na prawdzie oraz szczerym porozumieniu, na chrześcijańskim przebaczeniu i pokorze.
   – Akcja Wisła w historii współczesnej Polski stała się przykładem rażącej niegodziwości, niesprawiedliwości będących skutkiem działań totalitarnych władz komunistycznych. (…) Wydarzenie to, sprzeczne z podstawowymi prawami człowieka, doprowadziło do rozproszenia wspólnoty ukraińskiej, do zniszczenia dziedzictwa kulturowego, do głębokiej krzywdy moralnej, duchowej i materialnej wielu tysięcy rodzin. Akcja Wisła to bolesna karta w dziejach naszych narodów – słowa nieobecnego na uroczystościach wojewody zachodniopomorskiego Roberta Krupowicza przeczytał arcybiskup Jeremiasz. Obowiązki nie pozwoliły również przybyć wojewodom dolnośląskiemu i lubuskiemu.

   O polityce narodowościowej władz polskich w kwestii ukraińskiej w okresie międzywojennym i tuż po wojnie mówił profesor Rościsław Żerelik z Uniwersytetu Wrocławskiego.
   – Korzeni powojennych deportacji możemy dopatrywać się w polityce polskich partii politycznych, w okresie II wojny światowej działających w podziemiu, wydarzeniach na Wołyniu oraz przejęciu władzy przez komunistów. Do 1939 roku mniejszość ukraińska była drugą co do wielkości, liczyła ponad pięć milionów. W 1944 roku, w wyniku zmiany granic, pozostało około 700 tysięcy, zamieszkujących województwa rzeszowskie, lubelskie i krakowskie. Od 15 października 1944 roku do końca czerwca 1946 roku przesiedlono na Wschód 458 tysięcy osób, czyli ponad 80 proc. ludności ukraińskiej zamieszkującej Polskę. Także pozostałe 150 tysięcy z Nadsania, Podlasia, Chełmszczyzny i Łemkowszczyzny władze polskie zamierzały przesiedlić do Ukraińskiej Republiki Radzieckiej, na co nie wyraziły zgody władze radzieckie. Pozostali na terenie Polski, nie wiedząc że za kilka miesięcy zostaną objęci masową deportacją. Zasadę odpowiedzialności zbiorowej zastosowano wobec 31 871 rodzin. Wszyscy musieli odpowiedzieć za działalność ukraińskiego podziemia. 3873 osoby zostały osadzone bez wyroku w Centralnym Obozie Pracy w Jaworznie, w tym ponad 160 zmarło w wyniku wyczerpania. Doraźny sąd wojskowy Grupy Operacyjnej Wisła w 1947 roku skazał na karę śmierci 173 osoby, większość wyroków wykonano.
   Życie religijne w diecezji wrocławsko-szczecińskiej i po 1956 roku na Łemkowszczyźnie, kiedy to niełatwo było być prawosławnym, przybliżył zebranym dr Stefan Dudra z Uniwersytetu Zielonogórskiego. Początkowo ograniczano swobodę poruszania się wiernych i duchownych. Pozbawieni mienia sakralnego na terenach wschodnich, praktycznie zaczynali od zera. W latach 1947-1956 została utworzona sieć placówek duszpasterskich w dekanatach wrocławskim i szczecińskim. Na przełomie lipca i sierpnia 1947 roku ksiądz Dymitr Chylak, najstarszy duchowny prawosławny, były więzień Talerhofu, odprawił w Przecławiu Górnym pierwsze, według zapisków, liturgie prawosławne dla deportowanych na Ziemiach Zachodnich. Służył również wiernym w Stodołowicach, późniejszych Studzionkach, Brzezinach i Buczynie. Podobnie jak w Michałowie o. Stefan Biegun oraz w Zimnej Wodzie o. Jan Lewiarz. 27 listopada o. Biegun odprawił pierwsze nabożeństwo w Jeleniej Górze, a 25 grudnia o. Jarosław Tyczyno w Jaworze.
   Doktor Dudra podważył stereotyp, jakoby władze sprzyjały Kościołowi prawosławnemu w rozwoju życia religijnego. Wydano wprawdzie kilka zezwoleń na erygowanie parafii, występowano jednako przeciwko powstaniu kolejnych. Tylko w latach 60. nie wyrażono zgody na utworzenie 29 placówek duszpasterskich, tym samym pozbawiając możliwości posiadania własnej cerkwi wiernych z okolic Chocianowa, Żar, Nowej Soli, Bolesławca, Bystrzycy Kłodzkiej i Zgorzelca. Podobnie było w dekanatach szczecińskich, gdańskim i olsztyńskim. Niełatwa była również sytuacja wyznaniowa po 1956 roku na Łemkowszczyźnie. Władze celowo opóźniały przekazywanie cerkwi, oferując je najchętniej w miejscowościach, gdzie nie było prawosławnych, wywołując przy tym często konflikty międzywyznaniowe.
   W dyskusji kończącej część wykładową swoimi refleksjami dzielili się duchowni i świeccy.
   – Akcja Wisła była największą zbrodnią na ludności prawosławnej i greckokatolickiej, ale przede wszystkim na obywatelach polskich, bo przecież nie wyjeżdżaliśmy zagranicę. Byliśmy innego wyznania – powiedziała jedna ze słuchaczek.

   Jarosław Horoszczak z Chocianowa, były członek Zespołu Pieśni i Tańca Łemkowyna, przytoczył wymowny fragment listu Antoniego Kroha, etnografa, twórcy głośnej w latach 80. wystawy „Łemkowie”. W trakcie pięcioletnich studiów na Uniwersytecie Warszawskim o Łemkach nie usłyszał ani jednego zdania. Specjalista z zakresu łemkoznawstwa swoją pasję zawdzięcza przypadkowi – wędrówkom po Beskidzie Niskim.
   – To dowód, że miało nas nie być – podsumował Horoszczak.
   O goryczy powrotów, w oparciu o rodzinną historię opowiedział o. mitrat Igor Popowicz z Przemkowa. Z Białogardu do rodzinnego Morochowa rodzina wracała trzykrotnie. – Po raz pierwszy, kiedy dotarliśmy na miejsce, opieczętowano wagon, nie pozwalając niczego wyładować, bo pracownicy SB nakazali nam jechać z powrotem. Udało się za trzecim razem, w 1959 roku. Nasze gospodarstwo było już zajęte, więc odkupiliśmy pożydowską groblę z dwoma stawami. Zwykły nieużytek. Rodzice wzięli pożyczkę z banku, aby wybudować dom, w międzyczasie stawiając prowizoryczny barak, będący w połowie częścią mieszkalną, w drugiej stajnią. Nastała ostra zima, 40 stopni, w stajni nie było drzwi. Ojciec zadbał o nie, aby chronić niezbędne nam do życia konia i krowę. Babcia Katarzyna Kondrat, przechodząc obok cerkwi i swego domu, płakała. Prosiła nowego osadnika o kilka jabłek z własnego sadu, chcąc osłodzić nam gorycz powrotu – mówił.
   O. Roman Dubec z Gorlic, nawiązując do wypowiedzi o. Popowicza, przywołał słowa nostalgicznej pieśni Tiażko żyty na czużyni. – Nie wiem, gdzie żyło się trudniej. Nam tu, na Ziemiach Odzyskanych, czy tym, którzy zostali w górach lub powrócili.
   
   Skutki Akcji Wisła odczuwamy do dziś.
   
   Dotyczy to między innymi własności cerkwi. Przed wysiedleniem Cerkiew prawosławna posiadała na Łemkowszczyźnie pięćdziesiąt świątyń, wybudowanych na fali powrotów wiernych do prawosławia po 1926roku. Z zaledwie zachowanych sześciu prawosławnym zwrócono świątynie w Bodakach, Bartnem i Kwiatoniu. W Boguszy, Kamiannej i Wawrzce zamieniono je na kościoły, a resztę rozebrano. Z materiału po cerkwiach w Izbach i Piorunce nowi osadnicy wybudowali sobie domy. Natomiast te ze wsi Długie, Radocyna i Lipna stały się elementem stodół i obór PGR w Jasionce. Inne posłużyły bacom za owczarnie. Powracający wierni stawali przed dylematem, gdzie się modlić. Władze zezwoliły na przejęcie niszczejących cerkwi pogrekokatolickich w nadziei, że nie uda się podnieść ich z ruiny.
   – Dzisiaj, kiedy mówi się o pojednaniu, powstają podziały – w kontekście poświęcenia na ostatniej Watrze w Żdyni Dzwonu Pokoju o. Dubec przypomniał nierozstrzygniętą kwestię dwudziestu trzech świątyń na Łemkowszczyźnie i Podkarpaciu. – Najgorsze jest to, że mówi się o pojednaniu polsko-ukraińskim, a nam trudno pojednać się pomiędzy sobą. Choć bidny my z dida pradida, to duchom budme bogaty, czesty ne złomyt nam bida i wiry ne dame zdoptaty – zacytował łemkowskiego poetę Iwana Rusenkę.
   Wzbohaczajte ridny hory – właśnie wierszem Rusenki na tle pieśni Tiażko żyty na czużyni rozpoczął niezwykle wzruszający występ młodzieżowy zespół wokalno-taneczny „Łastiwoczka”. Przemkowska jaskółeczka, powstała w 2000 roku przy miejscowym oddziale Stowarzyszenia Łemków, jest nadzieją łemkowskiej kultury. Kierowana przez Annę i Andrzeja Peregrymów liczy blisko pięćdziesiąt osób w wieku od 10 do 18 lat. Po występie na specjalne życzenie metropolity Sawy wszyscy zebrani wraz z młodymi artystami odśpiewali znaną pieśń Tam w horach Karpatach.
   Szczególny nastrój wytworzył się na wsienocznej. W czasie nabożeństwa śpiewał Chór Duchowieństwa Diecezji Wrocławsko-Szczecińskiej pod dyrekcją Adama Kondraciuka, a wierni w niekończącej się kolejce czekali na jelepomazanije.
   
   Centralnym punktem uroczystości
  

   w Przemkowie była niedzielna liturgia, na którą przyjechały tłumy wiernych nie tylko z diecezji wrocławsko-szczecińskiej. Zgromadzeni w cerkwi św. Michała Archanioła mogli wysłuchać pięknego śpiewu w wykonaniu trzech chórów: parafialnego z Przemkowa, Młodzieży Diecezji Wrocławsko-Szczecińskiej „Błahodar” oraz Duchowieństwa Diecezji Wrocławsko-Szczecińskiej.
   – Człowiek projektuje, a Pan Bóg steruje – powiedział podczas kazania arcybiskup lubelsko-chełmski Abel. Hierarcha mówił o wielkim paradoksie, jakim okazała się Akcja Wisła dla jej twórców. Wbrew założeniom możemy dawać świadectwo wiary i świętować 60. rocznicę wygnania. Nie udało się zniszczyć Cerkwi i kultury duchowej narodu, bo kolejne pokolenia mogą modlić się w intencji jej ofiar. Podkreślił, że dzień dzisiejszy jest triumfem Cerkwi prawosławnej, kiedy to licznie zgromadzeni możemy modlić się wraz z przedstawicielami władz samorządowych i państwowych. Porównał los deportowanych do biblijnego wyjścia z Egiptu. Mojżesz szukał Ziemi Obiecanej, przyrzeczonej przez Boga, wypędzanym wojsko nie obiecało niczego. Mimo cierpienia zachowali pamięć o pozostawionych górach, cerkwiach i własnej tradycji.
   – To wielka radość kontynuować tradycje naszych przodków w łonie Cerkwi. To wielka Łaska Ducha Świętego, jaki w nas żyje. Niech umacnia on młode pokolenia, abyśmy mogli dać świadectwo żywej Cerkwi – powiedział.
   Oficjalną część obchodów zakończyła uroczysta procesja wokół cerkwi. Modlono się do Świętych Męczenników Chełmskich i Podlaskich. Przy krzyżu stojącym przy świątyni odprawiono panichidę za zmarłych, w tym ofiary Akcji Wisła.
   Po procesji, stojąc na progu cerkwi, metropolita, powołując się na słowa apostoła Pawła, nakazał wiernym, aby szanowali swych rodziców i nauczycieli: – Otrzymaliśmy od nich niezwykle cenny dar, wiarę powszechną i prawosławną. Mówił też o wspólnocie podlasko-chełmsko-łemkowskiego narodu. – Nie chowajmy urazy i żalu do tych, którzy przeprowadzili Akcję Wisła, ale pamiętajmy, aby nigdy podobne wydarzenia nie dotknęły żadnego narodu – dodał.
   Hierarcha, mimo bolesnych przeżyć noszonych w sercu, mówił o miłości bliźniego, będącej obowiązkiem prawosławnego chrześcijanina oraz źródła naszej siły.
   
   Anna Rydzanicz
   fot. autorka

 

Przegląd Prawosławny nr 9(267), wrzesień 2007