U stóp Świętej Góry

U stóp Świętej Góry / Anna Radziukiewicz.- Przegląd Prawosławny, 2008, nr  11

Gdzieś pośrodku Wysowej, naprzeciw cerkwi, przy drodze wiodącej do kompleksu uzdrowisk, stał do czerwca tego roku zwyczajny dom – drewniany, z pokojami na poddaszu, z niewielkim ogrodem. W maju przylatywała do niego ze Stanów Zjednoczonych Stefania z mężem Wasylem i żyła w nim pół roku.
   Później znów wracała za ocean, bo dom w Wysowej, nieogrzewany, nadawał się tylko do letniego wypoczynku. I tak wędrowali oboje przez kilka lat. Aż przestali. Dom oddali mnichom. Mnisi w czerwcu powiesili tablicę. Na niej po polsku i słowiańsku napisali: „Prawosławny Męski Dom Zakonny Opieki Matki Bożej”.

Wysowa

   – O Matko Boska! – aż jęknęła ze zdumienia przechodząca tędy mieszkanka Wysowej, gdy pewnego czerwcowego ranka jej wzrok padł na tablicę.
   Zdumienie i radość przeżywali prawosławni, gdy dowiedzieli się, że z błogosławieństwa arcybiskupa przemysko-nowosądeckiego Adama powstała w Wysowej w połowie maja wspólnota monastyczna – dziesiąta w Polsce, po Jabłecznej, Supraślu, Świętej Górze Grabarce, Ujkowicach, Wojnowie, Dojlidach-Zwierkach, Sakach, Zaleszanach, Kostomłotach. Powstała w domu siostry władyki Adama.
   Cieszyli się i prawosławni ze Słowacji, którzy u siebie nie mają ani jednego monasteru. A do Wysowej od granicy ze Słowacją zaledwie półtora kilometra. I tyle samo na Świętą Górę Jawor, która wypiętrzyła się na samej granicy.
   Kto przygotował grunt do powstania monasteru?
   Bogarodzica oczywiście, objawiając się w 1924 roku na Świętej Górze Jawor. Objawiła się najpierw kilku Łemkiniom, potem, gdy władze nie pozwalały na budowę cerkwi na Jaworze, również synowi komendanta Korpusu Ochrony Pogranicza.
   Cerkiew na tej górze wzniesiono w 1929 roku. Wyświęcono ją na Pokrowę. Modlili się w niej Łemkowie dwa razy w roku. Obok cerkwi wytrysnęło źródełko.
   Akcja Wisła wypędziła z gór Łemków i ich modlitwę. Pierwsi Łemkowie wrócili do swych gór w 1956 roku. Znów zaczęli się modlić na górze. Chcieli otworzyć parafię w Wysowej – grekokatolicką. Na to nie zgodził się biskup rzymskokatolicki, uważając że nie po to była Akcja Wisła, by znów odradzał się w górach wschodni obrządek. Powstała więc w 1958 roku parafia prawosławna, której utworzenie pobłogosławił metropolita prawosławny.
   Teraz w cerkwi na górze Jawor modlą się i prawosławni, i, za zgodą władyki Adama, grekokatolicy. Prawosławni uroczyście celebrują nabożeństwa w Niedzielę o Samarytance, w czasie święta apostołów Piotra i Pawła, na Uspienije, Rożdżestwo Bogarodzicy i na Pokrow, kiedy to świętuje się tu chramowy prazdnik. Od połowy maja do połowy października w każdą środę o siódmej rano służona jest utrenia, czasy i św. Liturgia, potem o 16 wieczernia i akatyst Pokrowu.

Powrót

   W Wysowej jest dwóch mnichów – o. Mojżesz – przybył tu z Ujkowic – i o. Pafnucy – przyjechał z Jabłecznej. Ale o. Pafnucy urodził się na tej ziemi, w pobliskich powiatowych Gorlicach, z których do Wysowej przez Uście Gorlickie ze trzydzieści kilometrów. O. Andrzej Jakimiuk, jego ojciec, przez dwanaście lat służył w Żdyni, Koniecznej, Gładyszowie, Regetowie, Czarnym. Nieustannie wędrował z jednej wsi do drugiej, z jednej służby spieszył na drugą. Najpierw bez samochodu, na rowerze. Dla o. Pafnucego była to pierwsza lekcja Łemkowszczyzny.
   Drugą zaczął pobierać dokładnie po 25 latach przerwy.
   Wyjechał z rodzicami w czerwcu osiemdziesiątego trzeciego, wrócił w czerwcu 2008. Wrócił na ziemię przygotowaną.
   – Bez o. Władysława Kaniuka, proboszcza parafii w Hańczowej, zginęlibyśmy tu jak rude myszy – mówi o. Pafnucy.
   Hańczowa i Wysowa zlały się ze sobą. Cerkiew stoi w jednej i drugiej wsi, jakby przy jednej długiej ulicy.
   O. Władysław Kaniuk jest w Wysowej codziennie, od kiedy powstał tu monaster.

Stąd

   – O. Władysław jest stąd. Urodził się w Lubiniu (dolnośląskie), ale mieszkał z rodzicami we Florynce. Trudzi się dla tej ziemi od dwudziestu lat. Służy w Hańczowej, Wysowej, na Świętej Górze Jawor, w Blechnarce i Kwiatoniu – wyliczają mnisi. Wszyscy go znają i szanują. A my go uwielbiamy. Biegniemy do niego z każdym kłopotem. Choćby, kto załatwi drewno do ogrzania domu na całą zimę? O. Władysław. Kto znajdzie dobrych, uczciwych i niedrogich majstrów, którzy by dom przystosowali do potrzeb monasteru i założyli system grzewczy? Oczywiście znalazł ich o. Władysław. Sprowadził dwóch braci majstrów z Florynki – Jana i Mariana Szczecinów.
   Dom zbudowano jakby z myślą o monasterze. Duży pokój na parterze przerabiają mnisi na „ciepłą” cerkiew pod wezwaniem prepodobnogo Iowa Poczajewskiego, w drugim urządzili kancelarię. Jest tu i kuchnia z jadalnią. Dobudowano jedynie pomieszczenie na kocioł centralnego ogrzewania. Poddasze mieści pięć kielii. Każda z łazienką.
   Niegdyś wybudowano obok domu solidny murowany przystanek autobusowy, wcinając się na monasterską dziś posesję.
   Z przystanku nikt teraz nie korzysta. Po jego remoncie, wstawieniu okna i drzwi, chcą w nim mnisi otworzyć monasterski sklepik z ikonami, krzyżykami, duchową literaturą, płytami. Ofertą chcą zainteresować turystów i kuracjuszy – przyjeżdżających tu leczyć górne drogi oddechowe, nerki, reumatyzm.
   Może popłynie ze sklepiku do monasteru drobna strużka dochodu? Bo podstawowym zmartwieniem parafian – zdradza o. Władysław – jest pytanie: z czego utrzymają się mnisi?
   Na szczęście lęku o przyszłość nie czuję ani u mnichów, ani u o. Władysława. Może dlatego, że na tej ziemi dzieją się rzeczy niezwykłe, choć tu jedna parafia to zwykle kilkadziesiąt osób, w Wysowej pięćdziesiąt cztery.

Przykład

   Przykład jest obok. Mogło się wydawać, że nikt nigdy nie udźwignie kosztów remontu cerkwi w Wysowej. A jednak! Dziesięć lat trwały do niego przygotowania – rozmowy z konserwatorem zabytków, władzami, przygotowanie dokumentacji i głównie szukanie pieniędzy. Kosztorys opiewał na 260 tysięcy złotych. Obfita pomoc przyszła wreszcie z małopolskiego urzędu marszałkowskiego – aż 95 tysięcy złotych. – To była jedna z większych kwot, jaką ten urząd przeznaczył na ratowanie zabytków – komentuje o. Kaniuk, który stał się inicjatorem i szefem całego procesu renowacji. Z funduszu kościelnego, istniejącego przy ministerstwie spraw wewnętrznych, uzyskano dziesięć tysięcy złotych. Każdy parafianin ofiarował po dwieście lub więcej złotych. W 2005 roku zbierano na ten cel pieniądze we wszystkich cerkwiach w Polsce.
   Remont objął całą cerkiew z zewnątrz. Trwał dwa lata. Zardzewiałą blachę zastąpiono miedzianą. Wzmocniono więźbę dachową. Trudnego i skomplikowanego krycia blachą kopuł i dachu dokonał majster z Hańczowej Adam Deć ze swoją firmą, który i w Hańczowej zmienił pokrycie cerkwi.
   Mistrzem od ciesielki okazał się być wieloletni starosta cerkwi w Wysowej, Michał Sudyk. To on z wiernymi oszalował świątynię, zaimpregnował ją i pomalował.
   – Gdyby cerkiew remontowały inne firmy – zastanawia się o. Kaniuk – moglibyśmy nawet cztery razy więcej zapłacić za te roboty.
   Trzeba jeszcze wymienić drzwi i wstawić kraty. Zostanie restauracja wnętrza.
   – Jakbym zdobył na nią milion złotych! – wzdycha o. Władysław. – Tak, milion – reaguje na moje zdumienie. – Mówię o delikatnym szacunku. Bo restauracja jednej ikony, trzykrotnie przemalowywanej w swojej historii, kosztuje około 30 tysięcy złotych – rzuca przykład. A takich ikon mamy osiemnaście oraz malowidła na ścianie. Jeśli ikonostas w Wysowej powróci do swego XVIII-wiecznego wyglądu, to będzie krasota.
   Co skrywa ikona pod ostatnią warstwą malowidła, nikt nie wie, zanim nie „zajrzy” pod nią konserwator. Na jednej ikonie z Wysowej – na jej restaurację dał w ubiegłym roku pieniądze urząd gminy w Uściu Gorlickim – widniała postać Chrysusa Pantokratora. Pod warstwami malowideł odnaleziono całe wspaniałe Deesis.
   Po ikonostasie przyjdzie czas na odnawianie malowideł na ścianach.

Historia

   O. Władysław wraca do historii cerkwi w Wysowej, po raz pierwszy monasterskiej.
   – Pierwsza cerkiew w Wysowej pochodziła z XV wieku. We lwowskim Muzeum Ikon przechowywana jest ikona Pantokratora z wysowskiej cerkwi datowana na połowę XV wieku. Drewnianą cerkiew, która stała w tym miejscu, należącą do prawosławnych, potem unitów, spalili w 1771 roku konfederaci barscy.
   Konfederaci, którzy założyli swój zbrojny związek w Barze na Podolu w 1768 roku, szli do walki z ultrakatolickimi hasłami. Szli przeciw królowi, jego reformom, a nade wszystko przeciw coraz wyraźniejszym wpływom Rosji w Polsce. Działali w całym kraju. Suworow rozgromił zasadnicze siły konfederatów.
   Konfederaci stacjonowali również w Wysowej. Nakładali na miejscowych kontrybucję, zabierali ludzi do prac w swoim obozie. Miejscowi jednak opierali się, zwłaszcza młodzi kryli się przed konfederatami. Ci więc podpalili im cerkiew, licząc że młodzi, by ratować świątynię, wyjdą z ukrycia. Tak się nie stało. Wyszli tylko starsi ludzie i patrzyli, jak dopala się ich cerkiew.
   Na belce na cerkwi napis głosi, że po spaleniu świątyni przez konfederatów, wybudowano w 1779 roku nową.
   – Niektóre przewodniki po naszej ziemi podają bardziej sympatyczną wersję zdarzeń, że to w 1779 roku cerkiew zbudowali konfederaci. Tylko, że w tym roku konfederatów tu na pewno nie było.

Modlitwa

   Podstawowym zadaniem mnicha jest modlitwa. Mnisi z Wysowej zaczynają codziennie nabożeństwa o szóstej. w cerkwi św. Archanioła Michała w Wysowej i we środy na Górze Jawor. W niedziele i święta zaczynają św. Liturgię o godzinie 10, w przeddzień służąc wieczorne nabożeństwo. Bardzo lekko tu się modlić – mówią. To miejsce błahodatne.

 

Tekst i zdjęcia Anna Radziukiewicz

 

Przegląd Prawosławny nr 11 (listopad 2008)

Przegląd Prawosławny