Łemkowski patriota

Jest to druga część rozpoczętej w numerze sierpniowym opowieści o drodze życiowej wybitnego duchownego i wielkiego łemkowskiego patrioty, o. Dymitra Chylaka
   
   Na drugim brzegu


   
   W 1928 roku, na fali ruchu rozpoczętego w listopadzie 1926 roku w Tylawie, jako jedyna spośród 44 łemkowskich wsi, cała parafia w Izbach i Bielicznej z inicjatywy jej proboszcza, o. Dymitra Chylaka, powraca do prawosławia. 21 września 1928 roku zostaje zarejestrowana w metropolii w Warszawie w spisie dwudziestu wsi, obok m.in. Grabu, Bartnego, Florynki, Banicy, Perunki i Binczarowej.
   Łemkowszczyzna jedynie nominalnie była grekokatolicką, w istocie zawsze pozostając prawosławną. Nie tyko dzięki uporowi ludu. Prosty lud sam od siebie może być uparty przez jakiś okres, ale nie przez dwa wieki. To jego kapłani byli ową Mojżeszową laską i przeprowadzili go bezpiecznie na drugi brzeg – pisze w niepublikowanym jak dotąd przewodniku historycznym „Wielki szlak prawosławia” o pokoleniach duchownych unickich, podobnych o. Chylakowi, Piotr Trochanowski.
   W ojcu Chylaku, po doświadczeniach pierwszej wojny światowej, decyzja dojrzewała stopniowo. Przekonał się, że tylko Cerkiew prawosławna służy zachowaniu tożsamości narodowej i religijnej Łemków. Nie godził się z polityką przemyskiego biskupa Józefata Kocyłowskiego, obsadzającego łemkowskie parafie ukraińskimi duchownymi, nie znającymi ich specyfiki, często materialnie wykorzystującymi wiernych oraz popierającego poczynania Kocyłowskiego arcybiskupa lwowskiego Andrzeja Szeptyckiego.
   Dążenie do oderwania liczącej 1011 dusz w obydwu wsiach parafii budziło zaniepokojenie duchownych z sąsiednich wsi, o. Hrebeniaka z Banicy oraz o. Drymała. Proboszcz dbał jednak o jedność wśród parafian. Równocześnie zaufanym osobom rozdawał cerkiewne sprzęty na przechowanie. Wiedział, że decyzja o opuszczeniu Cerkwi grekokatolickiej oznaczała wyrzeczenie się niemałego majątku parafii, którym prawnie dysponował biskup przemyski.
   
   W niedzielę seropustną 1928 roku (26 lutego) mieszkańcy Izb po raz ostatni modlili się w starej cerkwi. Oficjalnie klucze do niej przekazano księdzu Hrebeniakowi, ale pozostawiono sobie dorobiony po cichu zapasowy komplet. Były już proboszcz wraz z rodziną musiał opuścić okazałą plebanię i ponad stuhektarowe gospodarstwo i póki co pozostać na łasce parafian. Zamieszkał w chyży Łukasza Płaskonia, zaś opuszczony budynek plebanii władze kościelne wynajęły pogranicznikom.
   W tym samym czasie, 4 marca 1928 roku, odbyły się wybory do Sejmu. O. Dymitr Chylak kandydował z „Ruskiej listy”. W okręgu wyborczym nr 45 uzyskała ona najwięcej głosów (8293 – 24%), niestety nie wystarczyło to do zdobycia mandatu.
   Pierwsze nabożeństwa odbywały się w zagrodzie Płaskoniów, następnie przy kapliczce przydrożnej w centrum wsi, a wraz z nastaniem chłodów w wyświęconej na tymczasową cerkiew, wyposażonej w ikony i utensylia świetlicy – gościnnej izbie w domu Teodora Fryckiego. Wierni, pozbawieni zbudowanej przez ich przodków cerkwi, plebanii, gruntów oraz, jak się okazało, cmentarza, zmuszeni byli starać się o nowe. W urzędach o. Chylakowi i parafianom udzielono zgody na budowę jedynie tymczasowego obiektu bez dzwonnicy i krzyża. Jednak i w tej sprawie proboszcz wykazał się przemyślnością. Za pieniądze zebrane od parafian oraz przysłane z Ameryki zakupiono szesnaście morgów pod budowę plebanii i budynku gospodarczego. Następnie w centrum wsi rozpoczęto w 1929 roku wznoszenie skromnej czasowni. Jednocześnie za rzeką, nieopodal starego cmentarza, w ukryciu, za domami budowano dzwonnicę, którą po ukończeniu przewieziono w częściach i zmontowano w ciągu trzech dni. W myśl ówczesnego prawa nie można było rozebrać postawionego wcześniej obiektu, więc po półtorarocznych staraniach wieś miała nową cerkiew. Bez wyposażenia.
   Wierni uznali, że jako spadkobiercy ofiarodawców i fundatorów, a także sami nimi będąc, mają moralne prawo do korzystania z dotychczasowego. Pod osłoną nocy, pod bokiem śpiących na byłej plebanii pograniczników, weszli – korzystając z zapasowych kluczy – do opuszczonej cerkwi, wynosząc z niej utensylia, szaty liturgiczne, księgi, chorągwie, ikony oraz trzy duże dzwony (460 kilogramowy – św. Andrzeja, 350 – św. Cyryla, 220 – św. Metodego). Kilka dni później, gdy uniccy duchowni przyszli w asyście żandarmów w celu odebrania zagarniętego mienia, doszło do rękoczynów. Sprawa oparła się o sąd w Gorlicach. Sąd, bezradny wobec precedensu, zwrócił się po poradę do Warszawy. Odpowiedziano stamtąd, że żandarmi i pogranicznicy nie powinni się wtrącać, ponieważ parafianie mają prawo decydować o przynależności do wyznania oraz rozporządzać własnym majątkiem cerkiewnym.
    Mieszkańcy niektórych wsi wrogo odnieśli się do kwestii zmiany wyznania, dla sąsiednich postawa o. Chylaka i jego parafian stała się jednak zaczynem zmian. Wierni z Andrzejówki i Milika w styczniu 1930 roku oficjalnie zwrócili się do starostwa w Grybowie o urzędowe zezwolenie na zmianę wyznania. Adam Barna i o. Andrzej Kwoka w monografii Izby i Bilyczna – dawno i teper (Legnica – 2000 r.) podają, że o. Chylak był współzałożycielem parafii we Florynce, Perunce, Czyrnej, Banicy, Śnietnicy, Ropkach, a także Leszczynach i Kunkowej, gdzie kiedyś służył.
   Opuszczona murowana cerkiew z 188, z Izbiańską Ikoną Matki Bożej z 1621, pod którą w czasie konfederacji barskiej modlił się Kazimierz Pułaski, stała bezużytecznie. W końcu została przekształcona w kościół rzymskokatolicki, a ikonę po 1947 przeniesiono do dawnej cerkwi św.św. Kosmy i Damiana w Bereście.
   W latach 1934-1938 z błogosławieństwa metropolity Dionizego w pierwszą niedzielę września w odległym o sześć kilometrów od mogiły św. Maksyma Czarnem, pod pomnikiem upamiętniającym jego męczeńską śmierć oraz ofiary Talerhofu, odbywały się cerkiewne uroczystości z udziałem wszystkich prawosławnych parafii Łemkowszczyzny. Co roku izbianie wraz z o. Dymitrem Chylakiem, byłym więźniem obozu i honorowym gościem, szli w procesji z chorągwiami trzydzieści pięć kilometrów, by wziąć udział w ważnym dla Łemków święcie.
   
   W czasie wojny, dzięki znajomości niemieckiego, o. Chylak pomagał ludziom w przekładaniu dokumentów. Zapewne miał też udział w ukryciu najlżejszego spośród dzwonów, im. św. Metodego. Zatopiony w czystej studni, uniknął przetopienia na niemieckie działa.
   Dzieci o. Dymitra jeszcze w okresie międzywojennym opuściły Izby. Córki Maria, Anna i Luba ukończyły seminaria nauczycielskie i pracowały w zawodzie. Maria poślubiła nauczyciela, Jurija Gieruszyńskoho, Anna Wołodymyra Wołoszańskoho, profesora łaciny po Uniwersytecie Jagiellońskim, a Luba Wasyla Basa, profesora historii i doktora filozofii, absolwenta Uniwersytetu im. Karola w Pradze. Wszystkie za mężami przeniosły się na Ukrainę. Z kolei syn Jan, po ukończeniu historii na Uniwersytecie Jagiellońskim, uczył w gimnazjum w Sosnowcu, a potem przeprowadził się do Ostrowca Świętokrzyskiego, gdzie był dyrektorem gimnazjum. Tam też jest pochowany.
   Parafia prawosławna w Izbach musiała postarać się jeszcze o nowy cmentarz. Na nim pochowano zmarłą w 1942 roku matuszkę Katarzynę. Na długie lata owdowiałemu duchownemu rodzinę zastąpiła służąca Klaudia Jurczyszczak z dziećmi.
   W roku poprzedzającym Akcję Wisła o. Chylak ukończył 80 lat. Przesiedlenia na Ukrainę spowodowały, że w parafiach brakowało duchownych. Nadal żwawy i oddany swej posłudze, z Izb dojeżdżał na nabożeństwa do Śnietnicy, Perunki, Czyrnej i Banicy. O. Włodzimierz Wieżański, wizytując Łemkowszczyznę w maju 1946 roku, pisał w raporcie: Ksiądz o. Dymitr Chylak, choć jest już w starszym wieku, (...) przyrzekł, że w miarę sił i możliwości zaopiekuje się południową częścią powiatu gorlickiego i osieroconymi parafiami z powiatu Nowy Sącz.
   
   W wyniku przesiedleń
   
   na wschód Izby straciły około sześciuset mieszkańców. Z represjami 1947 roku przyszło się zmagać 208. O. Chylak, chroniąc cerkiewne mienie, pozostał na Łemkowszczyźnie miesiąc dłużej. Wstrząsnął nim widok wyludnionych wsi, zwierząt domowych bezpańsko kręcących się pośród umierających chyż i cerkwi.
   10 lipca 1947 roku, dołączony wraz z Jurczyszczakami do wysiedlanych z Perunki, wysiadł z transportu na stacji w Niegosławicach koło Szprotawy, skąd po kilku dniach przewieziono ich do Oleśnicy Dolnej (w 1949 roku przemianowanej na Przecław). Na przełomie lipca i sierpnia, prawdopodobnie pierwszym na Ziemiach Zachodnich nabożeństwem dla Łemków objętych Akcją Wisła, odprawionym w poewangelickim kościele, rozpoczął nowy etap życia.
   10 października 1947 roku metropolita Dionizy oficjalnie zezwolił o. Chylakowi na odprawianie nabożeństw i udzielanie posług religijnych wiernym zamieszkałym w Oleśnicy Dolnej i okolicach.
   Na terenie państwowego gospodarstwa rolnego otrzymał obszerny dom, w którym odprawiał nabożeństwa dla dwudziestu rodzin. Jesienią zaczął dojeżdżać na liturgie do Brzezin w powiecie szprotawskim oraz do Buczyny w powiecie głogowskim, 16 listopada zaś po raz pierwszy odprawił nabożeństwo, głównie dla byłych mieszkańców Perunki i Jasionki, w Stodołowicach, późniejszych Studzionkach. 12 grudnia 1947 roku, na mocy dekretu metropolity Dionizego, został tam proboszczem. Dziesięć dni później o. Chylak wystosował pismo do Urzędu Osiedleńczego w Wołowie z prośbą o zezwolenie na stałe zamieszkanie w Stodołowicach, na co 4 lutego 1948 roku otrzymał odpowiedź odmowną. Odwołania i interwencje nie pomogły.
   Starosta wołowski zwrócił się do urzędu powiatowego w Szprotawie o stosowne informacje dotyczące stodołowickiego proboszcza. W/w jest przesiedleńcem ze Wschodu w ramach Akcji Wisła, ma przeszło 81 lat i słabo mówi po polsku – napisał w odpowiedzi starosta.
   W marcu 1950 roku wraz z Jurczyszczakami przeprowadził się do Rokitek koło Chojnowa. Wcześniej likwidacji uległa parafia w Przecławiu. Wierni, kupując własne gospodarstwa, przeprowadzali się w okolice Szprotawy, rezygnując z pracy w państwowym majątku. Jubileuszowe nabożeństwo z okazji sześćdziesięciolecia kapłaństwa 84-letniego o. Dymitra Chylaka odbyło się dokładnie w święto Jordanu 1951 roku w Szprotawie, gdzie odprawiał od lata 1949 roku. Wtedy też starał się o zezwolenie na erygowanie tam parafii. Władze dekanalne obawiały się, że przez to upadnie oddalona od szosy parafia w Stodołowicach, ale o. Chylak dopiął swego. W porozumieniu z pastorem Zajączkowskim zorganizował w kościele ewangelickim prawosławne nabożeństwa.
   Sędziwemu duchownemu dojazd do Stodołowic zabierał dużo czasu. Z Chojnowa pociągiem jeździł do Legnicy, by stamtąd przesiąść się na pociąg do Rudnej – Gwizdanowa. Na stacji zwykle czekali parafianie z furmanką. Podobno miał zwyczaj zamiast wiaduktem przechodzić na skróty przez tory, ignorując napomnienia kolejarzy, a jeszcze wygrażając im laską. 14 listopada 1953 roku 87-letni duchowny osobiście witał na tej stacji biskupa wrocławsko-szczecińskiego Stefana, wizytującego parafię w Studzionkach z okazji jej święta, św.św. Kosmy i Damiana.
   Nocując u gospodarzy, wspominał czasy minione, zwłaszcza pobyt w Talerhofie, komentował wydarzenia polityczne. Dał się poznać jako
   
   człowiek wielkiego ducha,
   
   wrażliwy na niesprawiedliwość i krzywdę ludzką. Zachował bystrość umysłu. Nadal pomagał wiernym w sprawach urzędowych, pisząc listy i podania. Trzymając się tradycji, dzieci chrzcił imionami przypadającymi na dzień ich urodzin w cerkiewnym kalendarzu. W ostatnim roku nabożeństwa odprawiał na siedząco.
   W styczniu 1954 roku omal nie rozstał się z życiem, kiedy idąc pieszo ze stacji w Rudnej do Stodołowic, zabłądził. Nieoczekiwanie znalazł się na zalanych i zamarzniętych łąkach. Warstwa lodu nie wytrzymała i o. Chylak wpadł pod wodę. Uratował go przypadkowy przechodzień.
   Tracąc siły, w listach do córek wyrażał chęć spędzenia jesieni życia wśród bliskich. Chciał poznać wnuki. Kilkakrotnie zwracał się do ambasady radzieckiej o zezwolenie na wyjazd. Do śmierci Stalina zawsze otrzymywał odpowiedź odmowną. W 1953 roku wówczas 23-letnia wnuczka Jarosława, córka Luby, dziś emerytowana nauczycielka matematyki, korespondująca z dawnymi parafianami, napisała do ministerstwa spraw zagranicznych prośbę o zezwolenie na przyjazd o. Chylaka do rodziny, jednocześnie zapewniając, że będzie on na jej utrzymaniu. Ministerstwo odpisało, że nie jest władne spełnić jej prośby, a o. Chylak powinien raz jeszcze zwrócić się do ambasady radzieckiej w Warszawie.
   W końcu jesienią 1954 roku, mając za sobą sześćdziesięcioczteroletnią posługę, pożegnał swoich parafian. Ulubione, nazywane „jegomościami”, konie podarował krewnym w Michałowie. Ostatni rozdział swego długiego, obfitującego w ważne dla Łemków wydarzenia życia spędził w Złoczowie u córki Luby. Codziennie rano wychodził po gazetę, bo bez czytania nie mógł się obejść. Nigdy nie potrzebował też okularów. Na mieście rozmawiał z ludźmi na różne, często polityczne, tematy. Przyjeżdżającym do niego córkom z wnukami powtarzał, że wśród najbliższych czuje się szczęśliwy. Młodszą siostrę Jarosławy, Lidię, uczył niemieckiego i tak spędzał ostatnie dni życia.
   W październiku 1955 roku w miejscowym szpitalu poddał się operacji przepukliny. Wydawało się, że wszystko przebiegło pomyślnie, po pięciu dniach pojawiły się jednak komplikacje, w wyniku których 20 października, na dzień przed 89. urodzinami, o. Dymitr Chylak zmarł.
   Ciało zasłużonego duchownego przeniesiono do miejscowej cerkwi. Trzy dni później w uroczystościach pogrzebowych wzięło udział siedmiu duchownych z czynnych w dekanacie cerkwi oraz rodzina ze Lwowa, Iwano-Frankowska, sąsiedzi i znajomi. W listach do Raisy Biegun i Olgi Brejan pani Jarosława pisała, że mimo niełatwych czasów został pochowany zgodnie ze wszystkimi kanonami Cerkwi prawosławnej. Takiego pogrzebu w Złoczowie dawno nie było. Na cmentarzu odprawiono panichidę. Dziekan wygłosił homilię o posłudze zmarłego, który spoczął obok zięcia Wasyla Basa. W 1995 roku pochowano tam Lubę. Dwa lata później rodzina postawiła im wspólny nagrobek z trzema oddzielnymi tablicami. W cerkwi w Studzionkach, z pieniędzy ze sprzedaży monografii Adama Barny i Bohdana Horbala, niedługo ma zostać poświęcona tablica upamiętniającą pierwszego jej proboszcza. Dziś potomkowie o. Dymitra Chylaka mieszkają na Ukrainie. Siedmioro spośród dziewięciorga wnucząt, czternaścioro pra- i osiemnaścioro praprawnucząt. W Polsce zaś można doliczyć się już czwartego pokolenia, którego przodków niegdyś o. Chylak przeprowadził na „drugi brzeg”.


   
   Anna Rydzanicz
   Fot. archiwum o. Lubomira Worhacza,
   oraz Ośrodka Kultury Prawosławnej w Gorlicach