A Wisła płynie dalej

60 lat po akcji Wisła / Anna Rydzanicz.- Przegląd Prawosławny, 2007, nr 6

 Na ten szczególny, polskojęzyczny debiut prozatorski Petra Murianki o bardzo wymownym podtytule: „Z zamierzonego cyklu – opisać życie” wielbiciele jego twórczości czekali od lat. Dotąd pisał głównie po łemkowsku. Wybitny poeta, autor sztuk teatralnych („Młyńskie kamienie”, „Sonce schodyt i zachodyt”), parający się również publicystyką (założyciel i od dwudziestu lat redaktor dwumiesięcznika „Besida”), nie dał się szerzej poznać jako prozaik. Stopniowo jednak powstawały kolejne fragmenty, chronologicznie, niczym rozdziały powieści-rzeki. Sąsiadom naszym, Polakom, z wiarą – że zechcą przeczytać i spróbują zrozumieć – poświęcam – to dedykacja zbioru opowiadań, opisujących niełatwe życie na Dolnym Śląsku, gdzie Trochanowscy zostali osiedleni w lipcu 1947 roku. Z myślą nie tylko o sąsiadach zdecydował się na język polski, ale jakże różny od literackiego. 

   Stylizacja językowa to wielki atut książki. Polszczyzna Murianki jest bardzo łemkowska, choćby w słowach, całych zwrotach czy składni. Choć dla wielu miejscami niezrozumiała, pozwala emocjonalnie wniknąć w świat młodości, bo w Muriance – prozaiku i tak górę bierze poeta. Chłopiec dorasta na styku kilku kultur – wyniesionej z domu łemkowsko-prawosławnej i reprezentowanych przez sąsiadów, autochtonów Niemców, repatriantów zza Buga, osadników z Lubelszczyzny, Rzeszowszczyzny, Kielecczyzny, katolików i protestantów. Empatyczny – potrafi wniknąć w emocje wnikliwie obserwowanych ludzi – wrażliwy na krzywdę, kreśli przejmujące historie Łemków, Niemców i Polaków.

   Murianka nie ucieka od zgrubień, niekiedy wulgaryzmów, by ukazać bogactwo otaczającego świata, niewolnego od słabości, ale też jak mało kto potrafi pisać o rzeczach świętych, jak choćby drogich mu psalmach czy śpiewie cerkiewnym. Patos przeplata się z ironią, płacz ze śmiechem.

   Dorastającego chłopca kształtują zasłyszane od rodziców łemkowskie opowieści, ale i specyfika dolnośląskich miejscowości – na tej nowej, bezkresnej jak tęsknota, ziemi. „Urodziłem się na Zachodzie, ale zostałem wymyślony w górach” – powiedział o sobie w jednym z wywiadów.

   Petro Murianka urodził się 10 sierpnia 1947 roku w Parchowie, nad leniwą rzeczką Szprotawą, serce jednak zawsze skłaniało się ku rodzinnej Binczarowej. Dzelarka, Czerszla, Ubicz – nazwy okolicznych wzniesień znał na pamięć, podobnie wydarzenia sprzed 1947 roku.

   Już jako chłopiec postrzegał Łemkowynę jako ojczyznę utęsknioną, swój raj utracony. W szkole podstawowej, w oparciu o opowieści ojca, akwarelami malował panoramę Łemkowyny, a kilka lat później, jako uczeń Technikum Budowlanego, we wrocławskiej księgarni na Świdnickiej kupował mapę Beskidu Sądeckiego.

   Książka niesłychanie uwypukla siłę tradycji, jej przekaz międzypokoleniowy. Trudne warunki bytowe, ciężka praca na niezbyt urodzajnej ziemi, nie odebrała Łemkom przywiązania do cerkwi, ludowych pieśni i historii.

   Na pierwszą Wielkanoc poszła matka z ciotką z koszami pokarmów do odległego o ponad dwadzieścia kilometrów Michałowa, gdzie dzwonem z armatniej gilzy w cerkwi, urządzonej w poniemieckiej karczmie, obwieszczano Chrystos Woskres! Do tej cerkwi, już jako seminarzysta, poszedł na Welykie Poweczerje ze skarbnicą naszego ducha – wujem Władymirem. W jego opowiadaniach życie jest drogą, na której spotyka wartościowych ludzi, niczym drogowskazy.

   Ważna, kształtująca patriotyczną postawę, jest wędrówka z wujem w Świętą Noc do Michałowa. Pyta go o ważne wydarzenia w historii Łemków - I wojnę światową, Republikę Łemkowską czy ród Kaczmarczyków.

   Kiedy pierwszy raz idzie do szkoły, matka błogosławi go czarno-białym obrazkiem Maksyma Sandowicza, uznawanego za bohatera narodowego i męczennika na długo przed kanonizacją. Ten sam obrazek jako pierwszy matka powiesiła w nowo wybudowanym domu na Wojennym w Binczarowej, a potem, jako jedyną z ikon, udało jej się uchronić go przed „płaczem” zawilgoconych ścian poniemieckiego domu.

   Książka jest także literacką próbą rozliczenia się, niekiedy spowiedzią, z rusińskich przekonań, w istocie – wielowiekowej spuścizny mieszkańców Binczarowej. Pełna metafor, obnaża istotę łemkowskiej duszy.

   W świadomości chłopca ścierają się ze sobą dwie rzeczywistości otaczającego świata: twarda, nietolerancyjna wobec wszelkich „inności” oraz bliska sercu, wręcz intymna - języka i cerkwi. Zwycięża ta druga, nie jako ucieczka przed trudami życia, a walka o godność własną i swego narodu. Jej naturalną konsekwencją jest wybór Prawosławnego Seminarium Duchownego w Warszawie. W ostatnich fragmentach „A Wisła dalej płynie” młody Petro, już po egzaminach, wpatrując się w nurt wieloznacznie pyta – dokąd płynie i ile niesie w sobie rzek małej Łemkowyny?

   Autor zapowiedział, że to nie jego ostatnie autobiograficzne słowo. Pracuje nad opisaniem kolejnego etapu życia – animatora kultury, poety, psalmisty, nauczyciela łemkowskiego.

   

Anna Rydzanicz

Przegląd Prawosławny nr 2(284) 2009r.

   Petro Murianka, A Wisła dalej płynie, Stowarzyszenie Łemków, Krynica – Legnica 2007, ss. 205.

Przegląd Prawosławny

nr 2(284) 2009 r.