Gładyszów, choć zasługuje na odrębną opowieść, potraktujmy tym razem tylko jako punkt wypadowy: stąd pojedziemy rowerem na wycieczkę przez wsie, których już nie ma. Pozostały tylko
malownicze puste doliny, w których ślady dawnej ludzkiej bytności znaczą krzyże i kapliczki.
Zaczynamy pod sklepem, bo tu zaopatrzymy się na drogę. Kolejny będzie dopiero u kresu naszej podróży. Mijamy cerkiew, inną niż większość w Beskidzie Niskim. Wybudowano ją w latach 30. ubiegłego
wieku w stylu zwanym „ukraińskim”. Dalej stadnina koni huculskich i niewielki wyciąg narciarski w przysiółku Wirchne. Tu zachowało się jeszcze kilka łemkowskich chyż, w większości jednak
unowocześnione, przypominają dawne domy jedynie kształtem.
Droga pnie się najpierw przez łąki, potem przez las. Wreszcie stajemy na szosie prowadzącej przez Banicę.
Z dawnej wsi nie zostało nic: część mieszkańców wysiedlono w 1945 roku do ZSRR, część na ziemie zachodnie w ramach akcji Wisła. Teraz jest tu – w miejscu dawnego schroniska – tylko gospodarstwo
agroturystyczne. Miejsce po byłej czasowni, kaplicy prawosławnej, dość zniszczony, choć odkrzaczony cmentarz z I wojny. Wszystko.
Jedziemy w stronę Krzywej. Zatrzymujemy się przy pomniku lotników poległych jesienią 1944 roku. Nowy monument, ławeczki, obok pole biwakowe. Można chwilę odpocząć i poczytać na stojącej obok
pomnika tablicy
o niezwykłej historii odkrywania tajemnicy katastrofy.
Wieś Krzywa istnieje. Przed nią, w polu, stoi samotnie Matka Boska z Dzieciątkiem w otoczeniu dwu krzyży. Kilkanaście gospodarstw zasiedlają powojenni osadnicy. Bo w 1947 roku
wysiedlono całą wieś. Dawna cerkiew pełni rolę kościoła filialnego (obecnie w remoncie). Naprzeciw stary cmentarz z ciekawymi nagrobkami. I nowa atrakcja: park linowy!
W Jasionce mieszkało przed wojną 50 rodzin. 10 wysiedlono do ZSRR, 40 na zachód. Nikt nie wrócił. Obecne zabudowania – kilka domów – to pamiątka po pegeerze. O dziwo – dość
zadbane. Stado krów na łące – jak z Dzikiego Zachodu. Ponad wsią, na grzbiecie w pewnej odległości od drogi do Czarnego pomnik ofiar obozu w Talerhofie. Austriacy w czasie I wojny przetrzymywali
tam Łemków podejrzewanych o sprzyjanie Rosji.
W Czarnem są dwa domy: w jednym z nich mieszka garncarz, w drugim ma pracownię ceramiki. Można uczestniczyć w warsztatach, można kupić ciekawe wyroby. Na rozstaju dróg spora
kapliczka, przykryta nowym dachem, przy drodze z Jasionki trzy mniejsze, z kamiennymi baniastymi zwieńczeniami. Kilka krzyży porozrzucanych w dolinie. Po cerkwi nie ma śladu. W latach 90.
Zabrano ją do skansenu w Nowym Sączu. Obok cerkwiska – cmentarze: wiejski, zarośnięty chaszczem i wojskowy z I wojny, projektu Dušana Jurkoviča. O historii wsi opowiada tablica w kształcie
samotnych drzwi do domu, którego już nie ma. Tablica jest częścią szlaku, zapewne po nieistniejących wsiach. Jego przebiegu poznać mi się nie udało.
Radocyna. Trochę cywilizacji. Przy odejściu drogi do Zdyni przez Lipną hotel górski prowadzony przez nadleśnictwo. Można przenocować, można zjeść w samoobsługowym barze. Obok –
latem – baza namiotowa. Wieś, kiedyś ciągnąca się na długości dwu kilometrów zaczynała się nieco dalej. Wszyscy z ponad czterystu mieszkańców wyjechali w 1945 roku do ZSRR. Nikt nie wrócił.
Krzyże, kapliczki, cmentarz z I wojny. Wszystko.
Lipnej też nie ma. Miejsce po cerkwi znaczy tablica – samotne drzwi. Krzyże, kapliczki. Pełna uroku pusta dolina. Prowadzi przez nią szutrowo-asfaltowa droga do Zdyni. A to już
duża, zamieszkała wieś słynąca z Łemkowskiej Watry i grobu prawosławnego świętego Maksyma Gorlickiego. Stąd wracamy do Gładyszowa. Na liczniku mamy niespełna 30 kilometrów. Niewiele, ale
odnajdowanie śladów przeszłości może zająć cały dzień…
Tekst i zdjęcia: Małgorzata Raczkowska, 10 lipca 2010r.