Jak podana ręka


Piotr Trochanowski
Piotr Trochanowski

   - W ubiegłym roku obchodził Pan 55. urodziny i 30-lecie pracy twórczej. Jak ocenia Pan swoje życie?

   - Było różnorodne: wesołe, smutne, ale nigdy nijakie. Wydaje mi się, że spędziłem je pracowicie.

   - Czuje się Pan bardziej poetą, psalmistą, twórcą kultury łemkowskiej?

   - Wszystko co robię, robię autentycznie z przekonania. Jeśli chodzi o poezję, chociaż teraz mało piszę, jest dla mnie ważna, jest częścią mojego życia. Kiedy jestem w cerkwi, czas płynie szybko. Wydaje mi się, że liturgia, która się właśnie kończy, niedawno się zaczęła. Stoję i cieszę się, że mamy tylu zdolnych młodych ludzi śpiewających w chórze, że są następcy. Zaś co do kultury narodowej, tu praca jest najtrudniejsza, bo w dużej mierze zależna od świata, wobec którego często jesteśmy bezsilni.

   - Wychował Pan wielu młodych i zdolnych ludzi...

   - Cieszę się, że mogę zostawić następców. Kiedy bywam w cerkwiach na Łemkowynie, gdzie nie ma zorganizowanych chórów, starsze kobiety radują się, że staram się im pomóc, a także przyciągnąć młodych. Zaś w rodzimej, krynickiej parafii podczas dużych świąt obok mnie prócz chóru stoi czterech psalmistów (bo tylko tyle przy anałoju wygodnie się mieści), nieskromnie dodając - moich wychowanków - i pięknie śpiewa stichiry. To optymistyczne. Również to, że młodzi przebywając w środowisku polskim i za granicą, nie wstydzą się własnego języka i tradycji.

   - Jaka Pańskim zdaniem będzie przyszłość kultury mniejszości narodowych w Unii Europejskiej?

   - Mówi się o kulturze małych narodów jako bogactwie przyszłej Unii, które należy chronić. To może być dla nas korzystne, chociaż istnieje zagrożenie fascynacji większą kulturą.

   - Wyniki narodowego spisu powszechnego nie napawają optymistycznie. 5900 osób określiło siebie jako Łemków. Uważa Pan taki wynik za korzystny?

   - Obawiałem się gorszego. Mieliśmy w końcu kilkadziesiąt lat formalnego nieistnienia. Procentowo jednak, mając na uwadze stan faktyczny, pomimo tej przerwy, wypadliśmy podobnie do tych mniejszości, które zachowały ciągłość w tworzeniu kultury i z tego jestem zadowolony.

   - Pana twórczość w dużej mierze opiera się na bogatej wiedzy teologicznej.

   - Nie czuję się teologiem w pełnym tego słowa znaczeniu. Skończyłem seminarium duchowne, studiowałem w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej, ale to było ponad trzydzieści lat temu. Dzisiaj uczę religii małe dzieci, a do nich nie trzeba iść z wielką teologią, a przede wszystkim z duszą. Tak jak one są w stanie to zrozumieć. To tak jak potrzeba widzenia duszą ikon. Nie mam czasu na studiowanie rozpraw teologicznych, więc w tym sensie nie jestem teologiem.

   - Słyszałam, że niejeden teolog mógłby się od Pana wiele nauczyć.

   - Czasami, mimochodem, ta wiedza przychodzi do mnie, kiedy coś przeczytam, rozważam. Ale jest to raczej teologia życia.

   - Przełożona na wiersze?

   - Częściowo tak.

   - Pisząc po łemkowsku często sięga Pan do cerkiewnosłowiańskiego.

   - Zwracam w ten sposób uwagę na język pielęgnowany przez ponad tysiąc lat przez naszych przodków. Jest piękny, tylko trzeba go odnaleźć, troszczyć się o niego i umieć dostrzec perły językowe. Wspierając się cerkiewnosłowiańskim, wracam do źródeł. Ten język podtrzymuje nasze związki z kulturą bizantyjską, staroruską.

   - Czy łatwo jest napisać wiersz?

   - Wiersze się zapisuje, nie pisze. W rzeczywistości wiersze rodzą się same, kiedy wiersz się pisze, to już nie jest wierszem. Nie potrafiłem pisać na zamówienie. Jednakże przed zbliżającymi się świętami, okolicznościowymi uroczystościami czasami pisałem sztuki, które wystawiałem z młodzieżą. Pisałem, bo nie było stosownych tekstów w literaturze, a i też sytuację należało dostosować do współczesności. Nie znaczy to, że tworzyłem na zamówienie. Pisałem, jeśli się coś we mnie urodziło. Inaczej była pustka.

   - Przekłada Pan z literatur słowiańskich na łemkowski.

   - Pierwsze przekłady robiłem dwadzieścia parę lat temu. Potem ta pasja we mnie przycichła. Teraz, kiedy uczymy w szkołach łemkowskiego, potrzeba na nowo ją odrodziła. Przy przekładach odnajduje się całe bogactwo języka nie używanego na co dzień. Przekładanie wielkich dzieł na nasz "mały" język jest wielkim wyzwaniem. Przekłady wzbogacają współczesny język. Jednocześnie nobilitują nasz "mały" język, skoro można czytać w nim Szewczenkę, Lermontowa, Mickiewicza, Słowackiego.

   - Tylko w ubiegłym roku został Pan laureatem literackiej Nagrody im. Aleksandra Duchnowycza, zwanej Rusińskim Niedźwiedziem, przyznawanej corocznie, najbardziej prestiżowej w świecie kultury Rusinów, jako pierwszy otrzymał Pan też nowo ustanowioną nagrodę Złoty Herb Krynicy. Wcześniej były nagrody równie znaczące, między innymi literacka nagroda im. Stanisława Piętaka, im. Księcia Ostrogskiego, dwukrotny Łemko Roku, zasłużony działacz kultury. Którą z otrzymanych nagród ceni Pan w swoim życiu najbardziej?

   - Nagrody człowieka zaskakują i cieszą. Byłbym nieszczery, gdybym powiedział, że tak nie jest. Przypomniało mi się wręczanie statuetki Rusińskiego Niedźwiedzia podczas Biennale Kultury Rusińskiej w Krynicy na scenie pijalni zdrojowej. Wtedy pomyślałem o nas Łemkach. Zadumałem się nad naszym losem, że było nam tak źle, straciliśmy prawie wszystko, a tu proszę, wręczamy własne nagrody. Jeśli chodzi o nagrodę miasta Krynicy, była dla mnie zaskoczeniem. Chciałbym, żeby ludzie zawsze byli tak wspaniali i potrafili dostrzec to co dzieje się wokół bez względu na narodowość. Każda z nagród, mam nadzieję, była wyrazem uznania za coś autentycznego. To jest jak podana ręka, kiedy wita się z człowiekiem i mówi dobre słowo, dlatego trudno powiedzieć co powinno cieszyć mnie bardziej - Niedźwiedź Rusiński czy nagroda starosty nowosądeckiego. Z jednej strony Niedźwiedź jest nagrodą nominalnie większą, ale patrząc z drugiej, oto ja Łemko otrzymuję nagrodę starosty w regionie, gdzie przed laty wydano zakaz meldowania Cyganów i Łemków. Każda jest ważna, bo jest jak rozmowa człowieka z człowiekiem, kultury z kulturą. Każda jest formą dostrzeżenia, zrozumienia kogoś drugiego.

 

   21 października Piotr Trochanowski został laureatem prestiżowej Nagrody św. Brata Alberta, przyznawanej za osiągnięcia w dziedzinie kultury, sztuki sakralnej, działalności charytatywnej, społecznej i ekumenicznej. Zostanie ona uroczyście wręczona laureatom w grudniu. Serdecznie gratulujemy.


Z PIOTREM TROCHANOWSKIM-MURIANKĄ poetą, psalmistą, twórcą kultury rozmawia Anna Rydzanicz

Anna Rydzanicz

Przegląd Prawosławny nr 11 (listopad 2003)