Wierchownia. Najkrótsza droga z Piwnicznéj do Krynicy prowadzi ponad Popradem przez komorę Mniszek do Wierchowni (często Wierchomla na kartach
błędnie pisana). Za Mniszkiem postępowaliśmy nad Popradem po najokropniejszéj drodze; nietylko że ustawicznie trzeba było jechać z góry na dół i znowu na górę, ale jeszcze do tego często po
samych kamieniach, że istotnie nie pejmuje, jak konie mogły same przejść, a do tego ciągnąc ze sobą bryczkę; nadto spadające potoki do Popradu, niekiedy doszczętu zepsuły tę nieszczególną
drogę, i trzeba było często objeżdżać niemały kawał, by znowu wrócić do naszego gościńca. Ujechawszy tak milę drogi, pokazały się domki Wierchowni , wśród lasu. Jest to jedna z tych zapomnianych
wiosek, do której nie tak łatwo kto się zabłąka, bo się nie styka z żadném miasteczkiem ani wioską, tylko sama zajmuje głęboką dolinę od jednego końca przy Popradzie, aż do wysokiego grzbietu,
oddzielającego Wierchownią od Muszyny. Długa ta wieś, ma bardzo rozmaite fizyognomią w niższéj i wyższéj części. Przy Popradzie stoją domy jakby w bagnie tu i owdzie porozrzucane, co jakeśmy wyżéj
rzekli, ze wszech miar niezdrowy i smutny wpływ wywiéra na mieszkańców, okrywając ich prawie wszystkich szpetnością fizyczną. Kiedym przejażdżał przez tę wioskę, upośledzeni ci ludzie, biegli za
mną wydając niezrozumiałe głosy; woźnica o nich mówił, że to są głupi, ledwie do paszenia bydła zdatni. Wznosząc się wyżej, giną zwolna lasy. pokazują się uprawne role, a pomiędzy niemi w kupki
zebrane domki; nad niemi stérczą wysokie grzbiety, mniéj więcej poprzerywane. Ze zmienionemi stosunkami geograficznemi, zmienia się człowiek; zdrów i silny odznacza się męzką siłą, żywością
umysłu, tak cechującą górala. Z przekonaniem wyższości patrzą oni na swych sąsiadów mieszkających w dolinach; niezwykli się nawet z niemi łączyć, a gdy zdarzają się wyjątki, i dziéwki idą za mąż
na dół, po kilku latach zostawały zazwyczaj wolami oszpecone; często nawet większe jeszcze u nich powstawały, aniżeli u zrodzonych na miejscu. Kiedym Wierchownią zwiedzał, właśnie był skwarny
dzień sierpniowy; mnóstwo zeszło się ludzi z przyległych domów, aby się mnie przypatrzéć. Arcyrzadki bowiem to wypadek, iżby się tu kto zapuścił, gdyż żadna droga tędy nie prowadzi; Przypominam
sobie, jak sędziwi gospodarze z wielką uprzejmością liczne czynili zapytania, zkad przybywam, przytém dawali rady, jaką najlepszą drogą dostać się na wysoki grzbiet; młodzi przypatrywali się
bryczce, różnym na niej będącym rzeczom, a szczególniéj zajmowała ich lekka budowa najtyczanki. Gdyśmy tak gwarzyli, nagle pokazała się chmura i spuścił się dészcz kroplisty. Jeszcze ćwierć
godziny nie padał, kiedy ciekawi pobiegli nad brzeg środkiem wsi płynącego strumyka, przez który niedawno suchą nogą można było przejść po kamieniach. Strumień ten wezbrał nadzwyczajnie, bałwany
tak były wielkie, jak na ogromnych wzburzonych jeziorach. Właśnie z drugiej strony sianem naładowane wozy chciały się przeprawić, ale woda tak była wzburzona i tyle niosła kamieni, że z bolem
serca musieli dać zmoknąć wysuszonemu sianu. Nader ostrożnym trzeba być z nagle wezbranemi górskiemi rzeczkami; nieraz w nich tracą życie konie i ludzie zarazem.
Gdy krótko trwający dészcz ustał, ochłodziło się odrazu powietrze, a na wierzchu grzbietu dobrze bylo zimno; nie mogliśmy opuścić jednakże tego rozległego widoku,
trzeba się było nasycić, ucieszyć nim. Pomiędzy podłużnemi grzbietami wznosił się tu i owdzie wyższy wirch, a pomiędzy niemi ciągnęły się doliny z siołami; zdala widać było miasteczko Muszynę,
kiedyś należące do dóbr biskupstwa krakowskiego. Chociaż widok na grzbiety z piaskowca nie przedstawia wiele rozmaitości, zmiany wynikające z oświetlenia, a z tąd pochodząca gra kolorów, mile
zatrzymywały oko, i dlatego z żalem opuszczaliśmy to ciekawe wyniesienie.
Na obydwóch bokach tego grzbietu, dzielącego doliny Popradü i krynicką, znajdują się liczne szczawy. W wyższym końcu doliny Wierchowni, pomiędzy cerkwią a karczmą,
dobywają się trzy podobne źródła. Na przeciwnéj wschodniej pochyłości, jest ich nierównie więcej; przy wiosce Jastrzębki jest sześć, a przy wiosce Szczawnik wytryskuje jedno nader obfite w
pośrodku łąk, z przyjemnym, kwaskowatym smakiem.
Źródło: Wierchownia / fragment artykułu: Podróże po Beskidach, czyli opisanie części gór Karpackich, zawartych pomiędzy źródłami Wisły i Sanu przez Ludwika
Zejsznera / Biblioteka Warszawska pismo poświęcone naukom,sztukom,
i przemysłowi. Tom 3 (1848) s. 509-512
Write a comment